Archiwum kategorii: Technologia

48h projekt – Jak stworzyć aplikację w weekend

PartyMixer Screen

Wstępniak

Dziś znów troszeczkę obok głownego tematu Bibliotekarza, ale z drugiej strony bardzo blisko tematu nowego systemu Bibliotekarz.NET WWW. Będąc szczęśliwym posiadaczem wolnego weekendu, mogłem poświęcić czas na pracę przy technologiach aplikacji internetowych. Temat o tyle ważny, że przy okazji jest rozpoznaniem ogniem możiwości technologicznych oraz hostingu jaki jest w tym przypadku niezbędny. Mój wybór padł na MVC 4, bazę danych SQL Server i hosting Windows Azure. O ile MVC 4 i SQL Server są dla mnie chlebem powszednim, to Windows Azure był nową przygodą, która o dziwo skończyła się bardzo miło. Jestem pod wrażeniem łatwości korzystania z tej usługi (niewielki zgrzyt pojawił się przy migracji danych z lokalnej bazy danych) i przejrzystości interfejsu.

Geneza aplikacji

Na pomysł projektu wpadłem w piątek wieczór, gdy zmęczony po tygodniu pracy zapragnąłem napić się "kolorowego" drinka. Skierowałem się do mojej skromnej półeczki anonimowego alkoholika w celu wybrania składników. Zmęczonym wzrokiem spojrzałem na zestaw różnokoloroych butelek i zrozumiałem, że nie mam pojęcia jaki drink mogę zrobić. Pomyślałem: jak zwykle czeka mnie godzina ślęczenia przed komputerem, szukaniem przepisów na drinki i być może ciągłym bieganiem i sprawdzaniem czy ja mam sok z grenadyny, czy ja mam alkohol Kahlua, czy ja mam kolejny egzotyczny składnyk drinka… Czy mieliście kiedykolwiek podobne uczucie?

Uznałem, że tak być nie może dłużej. Potrzebuję systemu, któremu powiem: ja w domu mam sok pomarańczowy, sok z limonki, cytrynę (ale mogę ją wycisnąć albo pokroić, więc mam sok z cytryny, plastry cytryny, ćwiartki cytryny), lód w kostkach (ale mogę go też pokruszyć jakby co, więc mam też kruszony), mam wódkę, rum, gin, wermut wytrawny… a Ty drogi systemie powiedz mi szybko co ja z tego mogę fajnego zrobić. I tak w 48h (około 14h pracy) powstał system: http://drinksmixer.azurewebsites.net/

Zasady działania

Podstawową ideę przestawiłem w poprzednim akapicie. Cechy jakie chciałem nadać aplikacji to: prostota i szybkość działania. Rola użytkownika sprowadza się do:

a) założenia konta
b) wybrania z gotowej listy, składników, które posiada już w domu
c) kliknięcia przycisku: Wyświetl listę drinków, które mogę zrobić.

Prostę prawda? Oczywiście funkcjonalność aplikacji może być rozszerzana o kolejne ciekawe funkcje, ale to jak zawsze wymaga czasu. Na dziś dzień jest dodatkowo udostępniona prosta przeglądarka drinków i możliwość dodawania drinków (bardzo prosty interfejs) przez użytkowników. W przyszłości system wzbogaci się o inteligentny system podpowiedzi: jakie składniki użytkownik powinien kupić aby zrobić jak najwięcej możliwych drinków, pojawią się kategoryzację drinków, będę chciał rozbudować zakres informacji widocznych na stronie opisującej sposób przygotowania napoju i wiele, wiele innych.

Pomoc poszukiwana

Siła systemu leży w bogactwie bazy danych drinków. Aktualnie wprowadziłem ich około 20, ale jest to żmudna praca i trochę szkoda mi czasu na to, jak mógłbym go poświęcić na rozwijanie funkcjonalności aplikacji. Dlatego bardzo chętnię nawiążę kontakt/współpracę z kimś kto uważa, że pomysł jest "zacny" i chętnie poświęci swój czas na rozbudowę bazy drinków i składników. Ktoś zainteresowany?

Link do systemu: http://drinksmixer.azurewebsites.net/ (aplikacja wyświetla dane po polsku lub angielsku w zależności od lokalizacji ustawionej w przeglądarce internetowej).

Zapraszam gorąco do komentowania pomysłu, co Wam się podoba, co się nie podoba.

MTS 2012, czyli moja krótka, subiektywna relacja (cz. 3)

Od konferencji minęło już trochę czasu. Emocje opadły, piach opadł i pot wysechł. Właściwie to o czym to było? Pewnie niewielu pamięta. A ja jak obiecałem dokończyć relację, tak słowa dotrzymuje.

Obiecałem przekazać kilka słów o "merytoryce" prezentacji odbywających się drugiego dnia, na które miałem chybny lub niechybny zaszczyt być zaproszonym :).

Dzień drugi rozpoczął się lekko i łagodnie od prezentacji: Windows 8 UI, czyli jak zrobić z programisty designera i ocalić świat. Niestety zawiodłem się niczym elektorat Tuska na przedwyborczych obietnicach. Prezentujący ani jednym słowem nie powiedział jak ocalić świat! Nie podał nawet przepisu na to, aby choć trochę go ochronić. Tu dygresja: właściwie nie wiem przed czym mieliśmy chronić i ocalać świat. Czyżby przed niechybną klapą systemu Windows 8? No dobra, nadal nie wiem jak świat ocalić. Poczułem się poniekąd oszukany. Zatem czy wiem jak zrobić z programisty designera? A gdzieżby ! No bo jak z drwala zrobić rzeźbiarza? Za to jednego się dowiedziałem (ciiii…. wiedziałem już wcześniej, ale udam, że nie wiedziałem). Żeby stworzyć aplikację na Windows 8 trzeba będzie dwóch osób – programisty i designera. To taki ukłon w kierunku domorosłych programistów i sygnał dla nich – samemu nie powalczycie już na rynku, dobierajcie się w pary. Reasumując – z prezentacji wyszedłem przygnębiony.

Na drugą prezentację skierowałem się już mniej żwawym krokiem, wręcz powłóczyłem nogami w dalszym ciągu kontemplując kierunek jaki obiera Microsoft swoim systemem operacyjnych dla urządzeń z ekranem dotykowym. Los rzucił mnie na wykład: Azure: co i kiedy użyć (IaaS vs PaaS vs Hybrid Cloud vs Websites vs …). Prowadzący może być dla wielu osób znany – Pan Tomasz Kopacz. Szybko zostałem wyrwany z zadumy i zacząłem wsłuchiwać się w nowości w Azure. Po 5 minutach, po 10 minutach, a właściwie po 15 minutach przekonałem się, że z chaosu może powstać… co najwyżej zamęt. Prowadzący przedstawił tzw. pierdylion pomysłów, przy czym niektóre niestety nie zostały przeze mnie ogarnięte – jak np.: własnoręczne pisanie NLB dla serwisów hostowanych w Azure. Musiałem coś przeoczyć, bo przecież ta technologia nie może być tak toporna aby zmuszać nas do pisania  komponentów zarządzających rozłożeniem obciążenia. Na zakończenie prezentacji, ku mojemu zdziwieniu, prowadzący dał jasną odpowiedź na to, kiedy użyć jakiej technologii… No dobra, żartowałem (znów!). Jak zwykle nasz wykładowca musiał być słaby z pisania rozprawek w podstawówce, bo nie ustosunkował się do pytania postawionego w tytule własnej prezentacji. Poprowadził jednak prezentację na temat: Szybki przegląd możliwości Azure.

Szybko ulotniłem się z sali wykładowej i wręcz energicznym truchtem udałem się na kolejną sesję, tym razem poświęconą tematom bliskim mojemu sercu – programowaniu aplikacji Web'owych. Temat prezentacji: MVVM w JavaScript dla developerów .NET. Po doświadczeniach z tym co widziałem i słyszałem przez ostatnie półtora dnia, właściwie bałem się myśleć co przyniesie mi los tym razem. Co zastałem na miejscu? Ano prowadzącego, mocno stremowanego i już po pierwszych kilku zdaniach dającego się rozpoznać jako zwykły inżynier – żaden tam pseudo manadżer czy innych ewangelista. Nie ukrywam, że temat był mi znany i, że nie nastawiałem się na poznanie prawdy objawionej. Ale muszę przyznać, że była to najlepsza prezentacja z całej 2 dniowej konferencji. Żadnego marketingowego bełkotu, żadnego owijania w bawełnę, proste i czytelne przykłady. Wszystko tak ładnie zebrane do kupy, że pozwoliło mi pewne rzeczy sobie przypomnieć i lepiej poukładać.

Kolejna prezentacja: Jak bolesny był twój ostatni release? Ciągła integracja w .NET. Jeśli nie byliście na niej, to nie żałujcie. Szybko powiem wam o czym było:

  • definicja continuous integration (dla tych, co byli zbyt leniwi aby przeczytać definicję na WIKI) ,
  • użycie Hudsona i Jenkins'a do uruchomienia buildów automatycznych.

To by było na tyle. Powtórzę się, ale nie rozumiem idei prezentacji eksperckich. Znaczy, że były one prowadzone dla ekspertów, czyli dla ludzi kompletnie zielonych w temacie? Czy przez ekspertów, czyli ludzi kompletnie zielonych w temacie. Czy może chodziło o to, że temat będzie omówiony całkowicie powierzchownie? I dlaczego ciągła integracja w .NET na Microsoft Summit to nie TFS tylko rozwiązania firm trzecich?

Ostatnia prezentacja to przysłowiowa wisienka na torcie, konsensus tegorocznego Microsoft Summit. Temat: Diabeł tkwi w szczegółach – tworzenie wysokowydajnych aplikacji dla Windows Phone. Będę walił prosto z mostu – Matrix. Czytając agendę, czytając temat, każdy szanujący się starszak w przedszkolu uznałby, że usłyszy conieco o:

  • programowaniu Windows Phone,
  • technikach sprytnego używania API dedykowanego dla Windows Phone.

W końcu słowo wysokowydajnych zobowiązuje. Co na pewno nie było poruszone na sesji:

  • programowanie Windows Phone,
  • techniki sprytnego używania API dla Windows Phone.

Tu mógłbym zakończyć swój wywód, ale ominęło by was wiele ważnych szczegółów. Co zrobili prowadzący i za co powinno się ich przykładnie wychłostać kablami USB? Otóż, dzielnie zgromadzonej rzeszy programistów pokazali kawałek zwykłego algorytmu do przetwarzania obrazu z koloru na odcienie szarości. Przy lekkich prześmiewczych komentarzach prowadzących, przedstawili fragment kodu (notabene nie wydajnego) napisanego przez dewelopera z wieloletnim stażem. Kod jak to kod, operował na obiektach, arytmetyce i klasie WritableBitmap. To właśnie jedynie ta klasa jest nawiązaniem do WindowsPhone. Przedstawiony przykład, miętolony przez godzinę mógł równie dobrze używać klasy Bitmap i w miejsce WindowsPhone moglibyśmy dać: Web application albo Windows Application, albo cokolwiek sobie zażyczycie. I po co ten godzinny onanizm nad optymalizacją kodu? Przecież to, jak pisać kod, to uczą na 3 roku studiów, na algorytmach, ewentualnie na przetwarzaniu obrazów. A to, że ktoś napisał im kod niewydajny, to ja się zapytuje – a czy PM dostarczył wymagania niefunkcjonalne? Czy zamówił algorytm przetworzenia obrazu kolorowego na odcienie szarości, czy algorytm i jego optymalizacje? I co do stu tysięcy fur beczek oznacza "wysokowydajnych" w tytule prezentacji? Bo jak dla mnie wysoko wydajne przetwarzanie obrazu to może być na GPU, a to co pokazali Panowie podczas prezentacji to zwykła optymalizacja kodu. No ale jak tu inaczej przedstawić się i firmę na takiej imprezie jak nie pod szyldem produktu Microsoft i to jeszcze takiego, na którego kładzie się nacisk marketingowy?

Na koniec zadać można sobie pytanie, dlaczego cały Microsoft Summit nie był wypełniony tak dobrze przeprowadzonymi sesjami jak sesja o MVVM? Czy niski poziom merytoryki sesji wynika ze słabych prowadzących czy z czegoś innego? Wg mnie, problemem nie jest to, kto prowadzi prezentacje. Najlepszą (moim zdaniem) prowadził młody człowiek – po prostu specjalista w swojej dziedzinie. Zatem co? Być może na odpowiedź naprowadzi was fakt, że prezentacja o MVVM dotyczyła biblioteki kNockout, która w żaden sposób nie jest dziełem Microsoftu. Inny fakt, to jak wyliczył jeden z czytelników bloga – Microsoft Polska mógł zarobić na tej imprezie do 2,5mln PLN (nie licząc kosztów). Zatem jeśli nie wiadomo dlaczego merytoryka kuleje i właściwie nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o to samo 🙂

MTS 2012, czyli moja krótka, subiektywna relacja (cz. 2)

MTS2012Dziś druga część mojej relacji z tegorocznego Microsoft Technology Summit. W poprzedniej części opisałem jak słabo i nieciekawie została zorganizowana cała nie „informacyjna” otoczka konferencji. Ci, którzy nie czytali jeszcze, powinni czym prędzej zapoznać się z tym wpisem. A ja tymczasem przechodzę do sedna sprawy.

Konferencja składała się z serii równolegle prowadzonych wykładów. Standardowy czas wykładu to godzina. O danej godzinie odbywały się jednoczenie wykłady w 7 salach. Aby wziąć udział w danym wykładzie, należało wcześniej się na takowy zapisać. I tu pojawia się pierwszy problem – tym razem tylko częściowo z winy organizatorów, a częściowo z winy niezdecydowania mojego ‘sponsora’. Otóż, liczba miejsc na daną prezentację jest ograniczona przez wielkość sali. Zatem, kto pierwszy, ten lepszy i może zapisać się na prezentacje, która mu przypadnie do gustu. Nietrudno domyśleć się, że jeżeli zapisy trwają już od tygodnia, to dostać się na najciekawszą prezentację może być już niemożliwe. Czemu po części jest to także wina organizatorów? Ano nie trudno przygotować system, który by rozlokowywał sesje tak, aby te, które cieszą się największą popularnością trafiły do największych sal.

Ale dość narzekania. Mając mniejszy lub większy wybór, postanowiłem kierować się tematami i streszczeniami prezentacji, aby ułożyć własny harmonogram. Oto co mi się trafiło 🙂

Dzień pierwszy Dzień drugi
  1. 1. Czym zaskoczy Cię Visual Studio 2012
  1. 1. Windows 8 UI, czyli jak zrobić z programisty designera i ocalić świat
  1. 2. ERP w architekturze SaaS przy wykorzystaniu HTML5/Windows 8
  1. 2. Azure: co i kiedy użyć (IaaS vs PaaS vs Hybrid Cloud vs Websites vs …)
  1. 3. Wirtualizacja Aplikacji – To się opłaca
  1. 3. MVVM w JavaScript dla developerów .NET
  1. 4. Await What_Is_New_In_async(.NET 4.5)
  1. 4. Jak bolesny był twój ostatni release? Ciągła integracja w .NET
  1. 5. Crouching Admin, Hidden Hacker: Techniques for Hiding and Detecting Traces
  1. 5. Diabeł tkwi w szczegółach – tworzenie wysokowydajnych aplikacji dla Windows Phone

 Zaopatrzony w tak przygotowany plan „szkoleń” entuzjastycznie udałem się na pierwszą prezentację.

 

Czym zaskoczy Cię Visual Studio 2012

Hmmmm… Fajnie byłoby dowiedzieć się czegoś interesującego o nowym narzędziu pracy. Przecież jak zwykle ma być przełomowe. Zdradzę wam jednak tą tajemnicę – nie jest. Oczywiście teraz ma działać InteliSense w JavaScript (OMG – to samo MS powtarzał przy VS 2008 i VS2010). Ma działać znacznie szybciej, np. dzięki temu, że ładuje projekty asynchronicznie. A edytując CSSy mamy colour picker’y. Eh… to wszystko dają nam wtyczki do VS 2010. No i wisienka na torcie. Nie trzeba konwertować projektu aby pracować na nim w VS2010 i VS2012. Więc teoretycznie, ktoś kto ma nowsze studio może od razu się na niego przesiąść, tyle że… co z tego jak z .NET 4.5 nie skorzysta. No cóż. Najważniejsze, że prowadzący był mimochodem dowcipną postacią. Dwa pytania z tłumu, na które odpowiedzi prelegenta były zabawne:

– Nie wiem, czy to było w VS 2010, ale mi się podoba tutaj, więc pokazuje.
– Działa bardzo szybko, sami popatrzcie, a ten komputer to jakiś staruszek…. No tak, ma już ponad rok, jakiś i5 8GB RAM. A tak… ma dysk SSD.

 

ERP w architekturze SaaS przy wykorzystaniu HTML5/Windows 8

Drugi wykład, to tak zwany wykład ekspercki. Do dziś nie wiem co to znaczy „ekspercki”. Może to, że trwał 30minut zamiast 60? Przyznam się, że z braku ciekawszych dostępnych pozycji na tę godzinę, wybrałem prezentację, która kusiła słowami HTML5/Windows 8. I pożałowałem chytrości na wiedzę o tych technologiach. O czym była prezentacja? Nie potrzeba 30 minut abym ją wam streścił. Przyszedł jakiś panocek i powiedział:

– W naszej firmie mieliśmy aplikację ERP w WPF no i postanowiliśmy ją przenieść do Azure. A ponieważ logikę biznesową mieliśmy w dll’ce to też tę dllkę wrzuciliśmy do Azura a UI wygenerowali z meta opisu przechowywanego w XMLu. No i wygenerowaliśmy UI w WPF i HTML5 i na Windowsa 8. No to by było na tyle. Nam się udało, to znaczy, że się da. Dowidzenia.

Plusem tego wszystkiego było to, że prezentacja trwała tylko 30 minut. Nic się nie dowiedziałem, a z mojego życia bezpowrotnie zniknęło bezcenne 30 minut.

 

Wirtualizacja Aplikacji – To się opłaca

Trzecia prezentacja, to prezentacja z kategorii dla „managerów”. I niech mnie kule biją, ale poziom tej prezentacji nijak nie miał się do tego co widziałem poprzednio. Prowadzący byli wyśmienicie przygotowani, mówili interesująco, potrafili zając i zaciekawić publiczność. Przyznam, że idei AppV nie znałem wcześniej i podejrzewam, że dopóki nie będę szukał informacji ile to kosztuje, to będę gorącym zwolennikiem tego rozwiązania. Nie będę tu i teraz opisywał na czym polega koncept wirtualizacji nie systemów, a samych, pojedynczych aplikacji, niemniej polecam każdemu „pogooglać” za tym tematem.

 

Await What_Is_New_In_async(.NET 4.5)

Kolejna prezentacja była klasyczną prezentacją dla developerów. Szkoda tylko, że tytuł nijak miał się do przedstawionych treści. Można by się spodziewać dogłębnej analizy podejścia do asynchroniczności jaką daje nam z różnych stron .NET. Zamiast tego dostaliśmy luźny zbiór „ficzersów” dostępnych w nowym framework’u. Prezentacja była pouczająca, choć w godzinie czasu można była zmieścić więcej i dogłębniej. Ogólnie odniosłem wrażenie, że prowadzący prześlizną się po bardzo ciekawym temacie i jakoś go tak ominął. Ostatecznie – mogło być gorzej.

 

Crouching Admin, Hidden Hacker: Techniques for Hiding and Detecting Traces

Jak wspominałem wcześniej, nie rozumiem idei prezentacji eksperckiej, tak samo tego dlaczego niektóre tematy prelekcji były po angielsku. Mogło by to wskazywać na fakt, że sama prezentacja będzie w języku braci Angoli i Brytów, ale jednak nie. Mowa Lecha brzmiała podczas wszystkich prezentacji (za wyjątkiem części prezentacji otwierającej). Ale wracając do tematu. Prelegent (dla odmiany płci żeńskiej) w bardzo przystępny sposób przedstawił kilka sztuczek dotyczących wykrywania anomalii w systemie, a następnie prób dojścia do ich źródła. O ile dla osoby interesującej się tą tematyką, nie było nic odkrywczego, to wydaje się, że tego rodzaju uzmysłowienie zagrożeń jest bardzo przydatne. Chyba jeszcze bardziej przydatne było pokazanie, że wyśledzenie „intruza” jest możliwe, bez skomplikowanych narzędzi i tajemnej wiedzy mnichów w klasztoru Shaolin. Dla mnie, tak na zakończenie dnia ta prezentacja przyniosła jedną inspirację – debugowanie jądra systemu nie jest czymś, czego samemu nie można zrobić i może warto się temu przyjrzeć.

I tym miłym akcentem zakończył się pierwszy dzień prezentacji. O drugim, przeczytacie (mam nadzieję) za kilka dni… A że było śmiesznie, to za mało powiedziane.

MTS 2012, czyli moja krótka, subiektywna relacja (cz. 1)

Czym jest MTS? Według samych organizatorów: Microsoft Technology Summit to dwudniowa konferencja, organizowana na szeroką skalę, która co roku gości kilka tysięcy uczestników. Jest to jedyne takie wydarzenie w Polsce, okazja do zdobycia cennej wiedzy z zakresu IT, niezwykłych doświadczeń i ciekawych kontaktów.

No dobrze. Teorię już znamy. Zastanówmy się teraz, czy teoria idzie w parze z praktyką i czym tak naprawdę był tegoroczny (7 już z kolei w Polsce) MTS. Zacznijmy więc od początku. W tym roku konferencja odbyła się w halach Expo XXI (cóż za nowość ;p). Pierwszego dnia prezentacja wstępna zaczęła się o godzinie 9.30, a ostatnia o 17.00. Prezentacje, sesje czy prelekcje odbywały się w 1h blokach rozdzielonych czymś co organizatorzy nazwali przerwą kawową. Osobiście nazwałbym to przerwą na uzupełnienie płynów. Była również przerwa lunch'owa i wykłady eksperckie. Właściwie ta cała nomenklatura nazewnicza do mnie nie przemawia, ale o tym za chwilę…

Drugi dzień zaczął się sesjami o godzinie 9.00 i zakończył sesją o godzinie 17.00. Czyli ogólnie nic szczególnego. Plan był taki, że uczestnicy udają się na wybrane wcześniej sesje, tam chłoną wiedzę, a następnie wracają na przerwę kawową do strefy głównej, gdzie mogą zapoznać się ofertą partnerów MS, którzy dorzucili się do organizacji konferencji. No i to jest ta teoria (w skrócie). Teraz praktyka.

Idziemy na sesje, uff… nawet są miejsca siedzące dla każdego, choć kilka osób zawsze garuje pod ścianą (ale w to nie wnikam, może lubią :). Niektóre sale konferencyjne źle odgrodzone pozwalały uczestniczyć w 2 szkoleniach jednocześnie – i słychać prelegenta z za ściany i tego, którego byśmy chcieli. No, ale to tylko drobnostka. Po zakończeniu sesji udajemy się na halę tłumu. Hala tłumu charakteryzowała się tym, że większość jak nie wszyscy poszukiwali pożywienia. Niestety muszę dodać, że w większości przypadków bez pozytywnych rezultatów. Krążyły między uczestnikami pogłoski, że były jakieś ciasteczka do kawy, że jakieś bułeczki do zjedzenia na śniadanie. Ciężko jednak te doniesienia potwierdzić. Ci, którzy stracili już nadzieje, na zaspokojenie głodu udali się w kierunku stoisk partnerów biznesowych MS. Czym charakteryzowały się stoiska? Ano, głównym ich zadaniem nie było dostarczyć informacji o produktach, a pozyskać dane osobowe uczestników konferencji. Jak? Poprzez proste, często nawet niezbyt przemyślane ankiety i kuszenie ankietowanych nagrodami w konkursach. Zatem chmary wygłodniałych programistów, specjalistów IT i innych niezbyt ogolonych Panów wypełniało dzielnie ankiety mając nadzieje na drogocenne nagrody. Żeby nie było, nagrody były, myślę że rozlosowano około 30 – 50 nagród w sumie. Kilka ankiet wypełnione, jedzenie nie znalezione, to można wracać na kolejną sesję…

Sesja jak sesja, czasem lepsza, czasem gorsza. Więcej szczegółów przedstawię w tygodniu, w kolejnym wpisie. Chcąc nie chcąc, na godzinę 13.00 przygotowany był lunch, zatem wygłodniali specjaliści IT mogli się posilić. Ba, katering ponownie zadbał o zdrowie uczestników i nie pozwolił nikomu na przejadanie się. Pudełeczko jedzonka w łapę i na konsumpcja na stojaka. Zawartość pudełeczka czasem była dość zaskakująca. Przykładowy strogonoff, który w większości kojarzy się z wołowiną i porcją ziemniaków, wyglądał jak 16 sztuk świderków makaronowych (zamiast ziemniaków), biały sos pieczarkowy (???) i kawałki mięsa, które musiały być kurczakiem… Posilonym, można iść na kolejną prezentację.

Pierwszego dnia na zakończenie odbyła się część nieoficjalna. Właściwie nie rozumiem o co chodziło. Postawiono dwa nalewaki z piwem i… właściwie to wszystko. Wyobraźcie sobie 3000 osób w dwóch kolejkach aby dostać swoje 0,3l piwa. Stanie w kolejce trwało, trwało, trwało… Ci, którzy myśleli że wezmą jedno piwo i od razu ustawią się w kolejce po następne i tak większość czasu stali o suchych pyskach. Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że na podsumowaniu było powiedziane, że uczestniczy wypili około 300l piwa. Czyżby do plastikowego kubeczka 0,3l cierpliwości wystarczyło co trzeciemu uczestnikowi? Miłą atrakcją i niespodzianką były hot-dogi. O tak, około 20 sztuk. Kto się załapał? No i oczywiście kawałek tortu z okazji 20 lecia Microsoft w Polsce. Ale jak się stoi w kolejce po piwo, to się tortu nie je ! I to by było na tyle z pierwszego dnia.

Drugiego dnia przezornie wybrałem się z zapasem kanapek. Jedyną różnicą w porównaniu do dnia pierwszego konferencji, był brak części nieoficjalnej. Właściwie nie wiem po co ona była. Żeby porozmawiać ze znajomymi, znacznie lepiej było wyjść i podejść do knajpki, gdzie nie trzeba 30 minut spędzić w kolejce po piwko. Podsumowanie drugiego dnia jest proste. Wyglądało to tak: sesja -> spęd na halę uzupełniania płynów (woda, herbata, sok, kawa) -> sesja -> itd.

Nie można zapomnieć o materiałach szkoleniowych, które każdy uczestnik mógł odebrać. Materiały te składały się z plecaka, kilku gazet z dziedziny IT i garści ulotek reklamowych partnerów biznesowych MS. Osobiście czuje jakiś niedosyt w kontekście merytoryczności materiałów szkoleniowych.

Podsumowując tą część: Za niecałe 800zł można było:

  • uczestniczyć w 10 sesjach,
  • otrzymać plecak pełen makulatury (btw: kto lubi to czyta, kto nie lubi nie czyta, ale z plecaka każdy będzie zadowolony :),
  • przekazać swoje dane do przetwarzania w celach marketingowych całej gromadzie firm,
  • wypić kawę, herbatę, wodę, sok w ilościach nieograniczonych,
  • mieć niepewną przyjemność zjeść 2 lunch'e,
  • porozmawiać z ekspertami,
  • pogadać ze starymi znajomymi

Niewątpliwie najważniejszym elementem był udział w sesjach szkoleniowych. Ale czy ich strona merytoryczna była warta poświęconego czasu i pieniędzy? O tym następnym razem.

[Eko] Ładowarka słoneczna z allegro

Przed świętami miałem przyjemność zakupić i przetestować „ładowarkę słoneczną z latarką”. Zasada działania urządzenia jest prosta. Ogniwo fotowoltaiczne + akumulator do przechowywania energii + kilka wtyczek umożliwiających naładowanie telefonu, odtwarzacz mp3, itd. Do tego kilka gadżetów: możliwość naładowania z portu USB, 4 diody LED jako latarka.
Rozpiętość cenowa takich urządzeń jest dość duża, więc skupiłem się na najtańszych produktach (jestem sceptyczny co do możliwości tych urządzeń, więc nie chcę inwestować zbyt wiele).
Wybrałem najtańszy produkt u najtańszego sprzedawcy i…

urządzenie nie było warte nawet tych kilkunastu złotych.

Popsuło się już po tygodniu przy pierwszej próbie naładowania rozładowanego telefonu. Ponieważ sprzęt nadawał się jedynie do śmieci, a koszty reklamacji by mnie kosztowały więcej czasu i pieniędzy niż bym chciał zmarnować, postanowiłem sprawdzić co w środku piszczy.

Zatem, urządzenie wygląda tak:

Latarko ładowarka słoneczna

a z tyłu:

Latarko ładowarka słoneczna (widok od tyłu)

Niestety pierwszy rzut okiem po rozkręceniu „dziadostwa”, pokazał że sprzedawca oszukał w opisie. Urządzenie miało mieć pojemność 1350mAh, czyli tyle co mój telefon komórkowy, a okazało się, że w środku siedzi akumulatorek o pojemności 650 mAh.

Akumulator znajdujący się we wnętrzu ładowarki

No, ale nie jest to powód aby urządzenie przestało działać:

  • nie świeci dioda ładowania słonecznego
  • nie da się naładować żadnego urządzenia
  • wielogodzinne ładowanie z gniazda USB nie zmienia tego faktu

Po sprawdzeniu napięć, okazało się, że napięcie na wbudowanym akumulatorze wynosi 1V i pomimo 5V na wejściu nie zmienia się. Zatem, używając moich chirurgicznych zdolności usunąłem akumulatorek i wszystko stało się jasne.

Przyznacie, że grubasek?

Widok akumulatora Li-Io - spuchniętego

Nie pozostało mi nic innego jak, rachu ciachu i moja Nokia została pozbawiona serca, a ładowarka wzięła udział w transplantacji. Wynik…

Wymiana akumulatora na starą baterię z Nokii

Baterię przykleiłem taśmą dwustronnie klejącą. Grubość akumulatora i jego rozmiar idealnie pasuje do obudowy, więc zamknięcie obudowy nie było problemem. Na razie diody ożyły (ładowania słonecznego oraz latarka). Czy urządzenie będzie w stanie cokolwiek naładować, a potem nadal działać? To dopiero się okaże jak pojawi się możliwość naładowania czegokolwiek. Wtedy dopiero rozstrzygnie się, czy winny był złej jakości akumulator czy konstrukcja jest zła i urządzenie umożliwia przeładowanie / nadmierne rozładowanie akumulatora, co w konsekwencji prowadzi do jego uszkodzenia.

Aktualny morał: Urządzenie jest nic nie warte dla osoby, która samodzielnie nie da rady przylutować akumulatorka. Należy też doliczyć koszt takowego, który może nawet przekroczyć wartość samego urządzenia. Ja wlutowałem słabo trzymający aku z Nokii, więc koszt był zerowy. Niemniej mogę śmiało założyć, że tym akumulatorkiem co najwyżej „podładuje” telefon wyposażony w świeży akumulatorek.