Idealne miejsce na wesele dla zwolenników 4×4

Na wstępie chciałbym podkreślić, że poniższy wpis nie jest żadnego rodzaju krypto reklamą ani nie ma na celu oceniania opisanej miejscówki.

Poszukując miejsca na zorganizowanie imprezy weselnej, polecono mi miejsce opisywane jako nadzwyczaj urocze oraz charakteryzujące się bardzo dobrym współczynnikiem ceny do jakości. Nie sposób było nie sprawdzić takiej okazji. Już sama nazwa – Rajska Wyspa powoduje, że mamy bardzo dobre skojarzenia. Czyż nie wygląda uroczo?

Podekscytowani, pojechaliśmy na miejsce obejrzeć wszystko na własne oczy…

… wróciliśmy …

… nadal żyjemy !

Osoba, która polecała nam to miejsce zapomniała dodać jednego, dość istotnego szczegółu. Otóż przymiotnik „rajska” jest inaczej rozumiana przez zwykłych zjadaczy chleba, a pasjonatów survivalu i off-road’u ! To czego nie widać na pierwszy rzut oka na załączonym zdjęciu jest niestety widoczne na żywo. Dlatego pierwsza „mądrość” dla wszystkich: rzeczywistość rzadko przystaje do prezentacji cyfrowych czy słownych przekazów. Nie wierzcie też za bardzo stronom internetowym właścicieli, bo tam też bywają błędy (umyślne lub nie).

A co było pomiędzy: pojechaliśmy … wróciliśmy? Poniżej pełna relacja.

Na zwiedzanie wybraliśmy się około godziny 19-tej. Uzbrojeni w dane adresowe ze strony internetowej wsiedliśmy do samochodu i wprowadziłem adres do nawigacji. Pierwszy zonk. Taki adres nie istnieje. No dobra, mogę zrozumieć, że nie ma numeracji ulic, ale że nie ma danej ulicy w ogóle? Hmmmmm… Właściciel podaje adres Łubaszyn, ale jest tylko ulica Łubuszan. No to jedziemy na Łubuszan, bo taka ulica istnieje. Drugi zonk: ostatni numer w nawigacji to 68, a lokal znajduje się pod numerem 70. No dobra, może to wyspa, to ktoś zapomniał o tym numerze. Zatem jedziemy…

Dotarliśmy do numeru 68, a tu kolejny zonk: nie ma nic, tylko droga w las.

 

Skręciliśmy zatem w jedyną drogę boczną (widoczną na środku zdjęcia). Niestety po przejechaniu około 500m okazało się, że to droga do jakiejś fabryki chemicznej, bo zapach był nie do zniesienia. Zatem zawracamy. Jeśli nie w prawo, to jedziemy dalej drogą w las. Czy jechaliście kiedyś wąską asfaltówką o godzinie 20tej przez las? Wygląda to mniej więcej tak.

 v

Po przejechaniu jakiś 2km zwątpiłem. Żadnego kierunkowskazu, żadnej drogi bocznej. Nic… Telefon do właścicieli. Trzeba skręcić w drogę prowadzącą do lasu, gdy będzie widać jezioro… Czy wiecie jak wygląda w nocy jezioro przedzierające się przez las?! Mniej więcej jak to zdjęcie powyżej, tylko bez świateł. Ewentualnie jeśli ktoś by chciał, mogę podesłać zdjęcie czarnej planszy! No, ale jedziemy dalej i zawracamy. Jadąc 30 [km/h] na światłach drogowych, próbujemy znaleźć jakąś drogę do lasu. Nie jest to łatwe. W pewnym momencie dostrzegam leśną dróżkę. Zdesperowany postanawiam w nią wjechać. Po dziesięciu sekundach zaczynam żałować swojej decyzji. Jadę leśną ścieżką, podwozie szoruje o mniejsze lub większe konary, dróżka jest tak wąska, że wystarcza jedynie na 1 pojazd, a opcji zawrócenia nie ma – dookoła blisko rosnące drzewa. Decyzja: cofać 100m czy może jechać dalej? Ponieważ cofanie było ryzykowne – z przodu mam światła drogowe, to cokolwiek widzę w tym lesie, z tyłu tylko cofania, nic nie będzie widać. Jedziemy zatem dalej.

A im dalej w las, tym więcej drzew…

Po przejechaniu jakiegoś kilometra zaczynam się naprawdę denerwować. Gdzie do cholery jestem. Oczywiście wg nawigacji, gdzieś w lesie i poruszam się cały czas wokoło jeziora. W pewnym momencie dostrzegliśmy światła, a na dodatek droga zaczęła prowadzić w tym kierunku. Dojechaliśmy… gdzieś… Chyba na czyjeś prywatne podwórko… Jakiś duży budynek, wygląda na pieczarkarnie, obok wiata blaszana z kilkoma samochodami, jakieś graty na podwórku, no i prywatny dom. Ups… musieliśmy zabłądzić. No ale nic, zapytamy właścicieli gdzie jesteśmy i jak trafić tam gdzie chcemy. Jakie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że to jest właśnie to miejsce. Dalej już poszło z górki. Lokal jak lokal, ceny jak w innych miejscach (czyli mit o niskich cenach prysł), pokojów gościnnych nie widzieliśmy, bo były rzekomo zajęte. Nie mam podstaw aby nie wierzyć. Niemniej kilka elementów nas zdecydowanie odrzuciło.

Być może okoliczności przyrody są piękne, ale w dzień, gdy jezioro widać. W nocy (czyli większość czasu imprezy) jest jednak ciemno. Teren nie jest w żaden sposób ogrodzony, więc biorąc dobry rozpęd, do tego kropelka wódki i pływamy w jeziorze – rodzicom z dziećmi współczuje całonocnego pilnowania pociech, aby przypadkiem nie oddaliły się w kierunku wody (która skądinąd okala całą wyspę). Bałagan na podwórku ! Nie wiem czym mógłbym wytłumaczyć? Taka sceneria nie pasuje do białej sukni ślubnej. Całość udekorowana jest przysłowiową wisienką na torcie. Bo gdyby przed weselem dużo popadało, to leśne dróżki dojazdowe zamieniają się w błotne potoki i… no właśnie jak wtedy dojechać? O ile nasi goście nie są miłośnikami offroad’u i nie cieszą się na myśl, że będą wypychać utaplani w błocie po pachy swoje pojazdy mechaniczne, które się na bank zakopią, to możemy mieć bardzo niezadowolone towarzystwo na powitalnym rosole. Po wyobrażeniu sobie powodzi, gubiących się w lesie dzieci, tonących pijanych wujków itp. byliśmy i tak bardzo szczęśliwi. A to dlatego, że znaliśmy już drogę powrotną i wiedzieliśmy jak wrócić do domu !

I na koniec podkreślę, żeby nie było. Na pewno impreza w takim miejscu może okazać się bardzo fajna i nikomu nic złego się nie stanie, ba wesela są tam organizowane i nie słychać o tym, aby coś złego się stało. Są też osoby, które polecają to miejsce, więc proszę nie traktować mojego opisu jak czegoś co was zniechęci. Wręcz przeciwnie, poszukiwacze adrenaliny, mogą znaleźć coś ekstra, czego zwykły lokal gastronomiczny im nie starczy.

Powodzenia !

Polecam również serie artykułów:

 

3 myśli w temacie “Idealne miejsce na wesele dla zwolenników 4×4”

  1. Zapomniałeś tylko dopisać, jak kurczowo trzymałam się oparcia na drzwiach i jak obawialiśmy się, że to niezłe miejsce na stracenie głowy.
    Ale miłośnicy grzybobrania mieli by co robić, gdyby się zgubili , bo niezłe muchomory rosły i to wzdłuż drogi… 🙂

    1. No taki niefart. Założyłem, że jak idę do restauracji, która się nazywa Kuźnia smaku, to wcale nie ma tam kowala, ani tym bardziej kowadła, a wyspa… nie musi być wyspą.

Możliwość komentowania jest wyłączona.